✟ 2019 ✟

20. Call of Duty: Modern Warfare

Spuśćmy zasłonę milczenia na jednocześnie obraźliwą i pozbawioną pazura kampanię, hollywoodzką dokładnie w ten sam smutny sposób, co większość bezpłciowego szmelcu dominującego box office w ostatnich latach (co najbardziej widać w misji stanowiącej hołd dla „13 godzin” Michaela Baya, starannie kastrującej fascynująco maczystowski oryginał). Sednem jest tu multiplayer, który stanowił dla mnie w ostatnich miesiącach cyfrowy odpowiednik fast foodu na poprawę humoru – najciekawszym CoD-em ostatniej dekady nadal jest Black Ops III, ale Modern Warfare jest najbardziej rzetelnym, poprawnym, kompromisowym. Idealna runda honorowa dla serii, nawet, jeśli wielbiciele nudnego standardu trójtorowych map i kilku oklepanych strategii w pierwszych tygodniach po premierze mieli się z pyszna.

19. Katana Zero

Więcej tutaj.

18. Baldr Sky

Do bólu typowe visual novel o naiwnych licealnych romansach zderzone z ambitnie tandetnym remiksem cyberpunkowych powieści Williama Gibsona i szokującym przepychem automatowej gry o mechach. Żadna inna powieść wizualna nie zmusi cię do kwadransu eksperymentów z sytuacyjnymi combosami w trybie treningu, żadna inna powieść wizualna nie ma tak absurdalnie satysfakcjonujących i responsywnych menusów (których kolejne elementy odblokowujesz tym szybciej, im zręczniej pozbywasz się wrogich robotów). Rzecz wymaga oczywiście tego specyficznego rodzaju otępienia, który umożliwia konsumpcję pięćdziesięcioodcinkowych serii anime czy pięćdziesięciogodzinnych JRPG-ów (np. dotkliwej grypy), ale w swojej klasie jest niezrównana.

17. SaGa Scarlet Grace: Ambitions

Być może najlepszy turowy system walki w historii JRPG-ów, każący ciągle reagować na dynamicznie zmieniające się warunki na polu walki z jednoczesnym uwzględnieniem różnych krótko- i długofalowych celów. A wokół niego: zachwycający systemowy chaos, do którego przyzwyczaił swoich wielbicieli Akitoshi Kawazu, reżyser serii SaGa, absolutnie zakochany w grubych podręcznikach zachodnich gier fabularnych i klasycznych brytyjskich powieściach fantasy. Planszówkowo umowny i organicznie skomplikowany zarazem świat nie jest piaskownicą dla gracza – każdy region jest zaprojektowany jako kompletny ekosystem pełen ukrytych wzajemnych zależności, rozgałęzienia fabularne zamiast zastawiać moralne pułapki na gracza zaskakują kompletnie nieprzewidywalnymi skutkami, na ostatniego bossa można natknąć się przypadkiem, a sidequesty pojawiają się i znikają, więc jeśli nie znajdziesz porzuconemu niemowlakowi opiekuna na czas, będziesz trzymał go w objęciach w każdej cutscence aż do końca gry. Oszałamiająco skomplikowany mechanizm, którego głównym celem jest budzenie zachwytu własną zawiłością.

16. Astral Chain

Platinum nadal nie może wymknąć się z cienia Bayonetty, gry, którą tworzą ponownie raz za razem od ponad dekady – a im bardziej starają się od niej uciec, tym bardziej gubią się w zbędnych erpegowych komplikacjach. Nier Automata na szczęście nadrabiał problemy wynikłe z tych komplikacji dzięki światotwórczej iskrze geniuszu developerów kojarzonych ze Square Enix. Astral Chain to niby w dużej mierze dzieło tych samych developerów, ale wyłącznie ze strony Platinum – efekt ich prac to bardziej OVA, wydane bezpośrednio na kasetę wideo stylowe sci-fi anime z lat 90., niż ambitna wariacja na temat Evangeliona, za którą można było wziąć Niera; niby to samo rzemiosło, ale nie ta sama ambicja. Dialogi wlatują jednym uchem i natychmiast wylatują drugim, a niekończące się abstrakcyjne lochy zabijają tempo eksploracji. Na szczęście jako źródło powierzchownych przyjemności sprawuje się bezbłędnie: każda czynność podejmowana przez postać gracza pieści zmysły audiowizualną informacją zwrotną, oldschoolowe projekty postaci mangowego weterana Masukazu Katsury budzą nostalgię za najntisami, elektroniczny soundtrack idealnie pasuje do cyberpunkowej dystopii, a interfejs, którego poszczególne elementy prezentuje grafika powyżej, to w kwestii godzenia stylu z funkcjonalnością ścisła czołówka gier wideo.

15. Ion Fury

Gra niefortunnie przyćmiona skandalem, który powinien znaleźć się w podręcznikach marketingu jako komiczny przykład koncertowo zepsutego zarządzania kryzysem. Zaczęło się od krytyki szowinistycznych treści na Discordzie developerów i w ukrytych zakamarkach gry, skończyło się na serii sprzecznych przekazów PR-owych (z jednej strony dotacje na walkę z transfobią, z drugiej strony porozumiewawcze mrugnięcia okiem w stronę prawicowych ultrasów), przez które internetowy kulturkampf sięgnął nowych wyżyn absurdu – wojny o powyższą butelkę mydła – a na brytyjskim Eurogamerze padły magiczne słowa „homofobiczna obelga ogej”. Szkoda, bo to absolutny ideał retro FPS-a opartego o silnik Build, ten sam, co w Duke Nukem 3D, Redneck Rampage i oryginalnym Shadow Warriorze. Czytaj: gra hołduje dalej przodkom w kwestii żenującego humoru opartego o ciągłe nawiązania popkulturowe oraz frustrującą liczbę przeciwników-hitscannerów zadających obrażenia w momencie wystrzału, ale absolutnie lśni w dziedzinie projektowania map. Każdy poziom to pełna szczegółów i sekretów miniaturowa dzielnica godna Deus Eksa, fascynująca oldschoolowa diorama pełna sprytnie ukrytych sekretów, wiarygodna jako element świata przedstawionego i dynamiczna jako pole walki. Zwiedzanie tych lokacji to czysta radość.

14. Devil May Cry 5

Znacie? Znamy. No, to posłuchajcie. Kolejna runda honorowa na tej liście, sprawny the best of kultowej serii podparty budżetem godnym współczesnego studia AAA. Jako piaskownica dla fanatyków eksplorowania zniuansowanych systemów walki sprawdza się znakomicie; fabularnie i estetycznie nie ma tu nic nowego poza możliwością zobaczenia stylowych slasherów spod znaku Platinum/Clover w otoczce graficznego fotorealizmu. No, i zręcznego pogodzenia japońskich korzeni serii z anglosaską stylistyką bardziej wulgarnego DmC.

13. Judgment

Była to najlepsza wariacja na temat Yakuzy – serii nowoczesnych JRPG-ów akcji traktujących o walce o sprawiedliwość w zepsutej współczesnej metropolii, skupionych przede wszystkim na budowaniu kompaktowego i immersyjnego świata przedstawionego, mogących poszczycić się niezrównaną reżyserią przerywników filmowych – aż do momentu premiery remake’u Final Fantasy VII.

12. Demon’s Tilt

Jeden z najlepszych stołów pinballowych stworzonych na potrzeby gry wideo. A moje zdanie o pinballu znacie.

11. Ace Combat 7: Skies Unknown

Z pozoru chodzi tu tylko o walki samolotów. W praktyce chodzi o idealny błękit nieba, kształty chmur kłębiących się wokół górskich wierzchołków, kolor zachodzącego słońca odbijającego się w morzu, komunikaty radiowe zsynchronizowane z patetycznymi chórami. Tak, jak Tony Scott w Top Gunie, developerzy z Bandai Namco rozumieją, że pojedynki myśliwców służą najlepiej jako pretekst do snucia romantycznych wizji człowieka i maszyny pchniętych do granicy możliwości. I choć nie ma tu rewolucji względem poprzednich części, estetyczna ewolucja w zupełności wystarczy.

10. Devotion

Tak, jak Ion Fury, gra przyćmiona przez kontrowersję, która zupełnie wymknęła się spod kontroli: prologiem tej historii jest ukryty żart o sekretarzu generalnym Xi Jinpingu jako Kubusiu Puchatku, zaś epilogiem międzynarodowy skandal rozdmuchany przez chińskich nacjonalistów jadowicie reagujących na zwolenników niepodległości Tajwanu. Gra przez całą awanturę zniknęła z serwisu Steam, a jej treść stała się drugorzędna – żal, bo to jeden z najlepszych dotychczas symulatorów spacerowicza, skromna historia o trwającym lata rozpadzie rodziny opowiedziana z jednej strony głównie zmieniającą się dekoracją wnętrz, ale z drugiej potrafiąca grać maksymalizmem w odpowiednich chwilach (czy to w horrorowych wstawkach czy przejmującym, bombastycznie teledyskowym zakończeniu). Nie zapomnijcie o niej.

9. Sekiro: Shadows Die Twice

Udana próba mediacji między designem zachodnich gier AAA pokroju Uncharted 4 a szkołą Dark Souls. Satysfakcja udanej parady, satysfakcja znalezienia idealnej ścieżki do ominięcia po kryjomu wszystkich przeciwników, satysfakcja znalezienia kolejnej sztuczki upraszczającej rozgrywkę. Brak tylko bardziej podkreślonego melancholijnego je ne sais quoi w dialogach i budowie świata – więcej takich scen, jak znalezienie Króla Vendricka czy kwiatów na grobie Gwyna w Dark Souls.

8. The Outer Wilds 

Bodaj najlepsze, co wypluła z siebie ta specyficzna kalifornijska szkoła projektowania gier, do której należą także That Game Company i Giant Sparrow, mechanicznie skupiona na radości płynącej z oryginalnych interakcji, a estetycznie ubrana w nieco nieszczere, cukierkowe szaty. Stężenie kojarzącej się z Pixarem stylistyki twee w pierwszych trzydziestu minutach prowadzących do startu rakiety jest absolutnie nieznośne – potem nadal można życzyć sobie bardziej ludzkiego i depresyjnego doświadczenia, ale atmosfera samotnej eksploracji galaktyki i zachwyt odkryciami są porównywalne z Mystem czy The Witness. Gra sprawia, że kosmos wydaje się zarazem wygodnie kompaktowy i bardziej przytłaczający skalą, niż w No Man’s Sky.

7. Resident Evil 2

Niemal idealna aktualizacja oryginału sprzed dwudziestu lat. Prawie tak dobra, jak filmy. Rozumie, że sednem serii jest survival horror oparty o inteligentne planowanie ścieżek i zarządzanie surowcami są atrakcyjni ludzie dziesiątkujący zombie i wyglądający przy tym atrakcyjnie.

6. Death Stranding

Z jednej strony fabuła obchodzi mnie tyle co zeszłoroczny śnieg, ostatnie dwie godziny były czystą torturą, bossowie to żart. Z drugiej strony każda sekunda standardowych interakcji ze spacerem na czele działała na mnie kojąco. Podobnie, jak w przypadku Ancestors: The Humankind Odyssey (które nie jest moją bajką, ale które bardzo, ale to bardzo szanuję) miło patrzyć na wysokobudżetowe projekty, których projektanci starają się rozgrywką odpowiedzieć na pytania, których większość graczy ani recenzentów jeszcze sobie nigdy nie zadała.

5. Dragon’s Quest Builders 2 

Lepsze Death Stranding, lepszy Minecraft, lepszy Dragon Quest, lepsze Animal Crossing. Budowanie miast jako budowanie społeczności jako budowanie sensu życia.

4. Ring Fit Adventure 

Summa summarum jest to najbanalniejszy JRPG na świecie, rozdmuchany do kilkudziesięciu godzin, powtarzający w kółko te same kilkanaście lokacji. Niemniej sprawił, że zrzuciłem parę zbędnych kilogramów i czułem się lepiej, a przez to jest bardziej wartościowy niż 99% gier, w które w życiu zagrałem. I w ogóle ten pierścień jest zaskakująco solidnie wykonany.  

3. Hypnospace Outlaw 

Z pozoru nieustannie komiczna, a jednak dyskretnie bolesna elegia dla internetu z przełomu wieków, jeszcze nie podbitego przez korporacje. Kompletna symulacja mini-internetu z progresją opartą o sprytne, klasycznie przygodówkowe zagadki. Blogi nastolatków zakochanych w nu-metalu, samozwańcze „atrakcje multimedialne”, dyskusje zawieszone między netykietą Useneta a wczesnych forów dedykowanych, rysowane w Paincie komiksy internetowe, wszędobylskie gify i bannery, rozbrajająco szczere wyznania na blogach, nielegalne empetrójki rozsiane tu i ówdzie. Gdy gra wydrapała z odmętów mojej pamięci Ishkur’s Guide to Electronic Music, amatorski flashowy poradnik stanowiący dla wielu nastolatków wstęp do muzyki elektronicznej, i przedstawiła swoją fikcyjną wersję pełną idiotycznych gatunków pokroju coolpunku i fungusa, miałem szczękę na podłodze. Trzeźwa diagnoza zmian, które zaszły w internecie w ostatnich dwudziestu latach – krytyczna i mająca dystans do przeszłości, ale jednocześnie pokazująca, ile optymistycznych i znacznie bardziej ludzkich wizji przyszłości uległo zapomnieniu.

2. Disco Elysium

Czytaj tutaj

1. Pathologic 2

Jedyny powód, dla którego napisanie tej listy tyle mi zajęło, jest taki, że nie wiedziałem, jak zabrać się za napisanie o Pathologic 2, najlepszej grze minionej dekady i być może najlepszej w ogóle.

Dalej nie wiem, co o niej napisać.

Alfa i omega.


Lista filmów oparta o daty premiery według portalu Letterboxd. Zawiera filmy przypisane do 2019 roku i filmy z 2018 roku, których nie miałem jak obejrzeć przed 2019.

25. 6 Underground – Najlepszy film akcji ostatniej dekady, jeśli wyłączysz go po piętnastu minutach.

24. Gemini Man – 4K, 120 FPS, 3D, poszło mi w maksymalnych detalach, wygenerowany komputerowo klon Willa Smitha jako ucieleśnienie stanu kina w 2019 roku.

23. Ip Man 4: The Finale – Scott Adkins, bożyszcze kempowego kina akcji, jako rasistowski Amerykanin uczący Chińczyków o supremacji karate.

22. Avengement – Scott Adkins, bożyszcze kempowego kina akcji, jako wściekły Brytyjczyk robiący koncertową zadymę w pubie.

21. Relaxer – Piekło lat 90., piekło męskości, piekło gier wideo, piekło popkultury, piekło kanapy, piekło monotonii, piekło innych ludzi.

20. Rolling Thunder Revue: A Bob Dylan Story by Martin Scorsese – Wszystkie filmy to kłamstwa, zwłaszcza dokumentalne, a Scorsese kłamie najpiękniej.

19. Color Out Of Space – Film, który dogłębnie rozumie Lovecrafta, więc nienawidzi wszystkiego, łącznie z samym sobą.

18. Atlantics – Duchy Dakaru i muzyka Fatimy Al Qadiri.

17. The Beach Bum – Radośnie niemoralne kino człowieka wyzwolonego.

16. Ad Astra – Mężczyzna wraca z samotni, którą sam sobie zbudował. Lub którą zbudował jego ojciec. Co za różnica?

15. Parasite – Świetny wstęp do kina koreańskiego. Dobry film, o którym nie da się powiedzieć nic odkrywczego. Być może nigdy się nie dało.

14. Alita: Battle Angel – James Cameron jako przybrany ojciec anime, Robert Rodriguez jako ojciec chrzestny.

13. Ford v Ferrari – Drugi tego roku po Irlandczyku najlepszy film dla ojców. Warkot silnika, niema solidarność klasy pracującej i niekończąca się złota godzina.

12. Chasing Dream – Johnnie To w Hong Kongu był reżyserem wybitnym. Celując w masową widownię pod chińskim cenzorem nadal jest bardzo dobry.

11. Boże Ciało – Polska jako zestaw niesprawnych instytucji, w których młodzi ludzie mogą odnaleźć się tylko brutalną siłą lub podstępem, osobista apokalipsa jako logiczna konkluzja, pokryta krwią twarz Bieleni jako skarb narodowy.

10. Kuru – Horror-teledysk, wizja apokalipsy z „Dum Surfer” w tle. Współczesna rodzina jako nieudany projekt, patchworkowa rodzina fuck-upów zdolnych do empatii przez współdzielone rany jako projekt dający nadzieję.

9. Dragged Across Concrete – Zabójcza Broń 2020.

8. Too Old To Die Young – Nicolas Winding Refn przez 758 minut robi to, co umie najlepiej: niespiesznym tempem fetyszyzuje upadek Stanów Zjednoczonych.

7. Richard Jewell – Clint, archetypiczny samiec alfa, spogląda z współczuciem na samca omega i zwraca mu godność zabraną przez media.

6. Transit – Wiecznie pomiędzy.

5. Asako I&II – Życie jako komedia romantyczna i życie po komedii romantycznej.

4. La Flor – Postnarracja.

3. Once Upon A Time In Hollywood – Przez parę godzinach po seansie miałem złudne wrażenie, że Hollywood umie jeszcze pięknie kłamać.

2. The Irishman – Ostateczny horror: spisać swoją wielką biografię i odkryć, że było się w niej statystą.

1. Uncut Gems